Nie do wiary, ale prawie przypadkiem znalazłam te talerze Prousta, które przypomniały mi się wczoraj w książce o Zagubionych:
Przechodzimy do stołu, zaczyna się nadzwyczajna defilada talerzy, każdy z nich to ni mniej, ni więcej tylko majstersztyk
porcelanowej sztuki (…): talerze Jung-Czengów po brzegach pomarańczowe, ku środkowi niebieskawe, otoczone wypukłymi liśćmi wodnych irysów, przecięte, naprawdę dekoracyjnie, jutrzenką lotu zimorodków i żurawi (…); talerze saskie, bardziej wymuskane w gracji swego wykonania, z anemią, z sennością róż przechodzących we fiolet, w mętną czerwień postrzępionego tulipana, w rokoko goździków czy niezapominajek; talerze sewrskie okratowane subtelną giloszą białych wyżłobień, przysmużone złotem albo związane w swojej kremowej i jednostajnej konsystencji wykwintnym reliefem złotej wstążki; na koniec garnitur sreber oplecionych lekko owymi mirtami z Luciennes, sreber, do których przyznałaby się sama du Barry.
Potem opisuje jedzenie, to już nieciekawe… chociaż… sałatka z kartofli nacechowanych zwartością japońskich guzików z kości słoniowej, połysk owych łyżeczek z kości słoniowej, którymi posługują się Chinki lejąc wodę na świeżo złowione ryby…
________________________________
Marcel Proust – W poszukiwaniu straconego czasu, tom 7
Proust to mój ulubieniec:)
MrsDalloway, jesteś niezwykła!!! ja mogę powiedzieć, że olśnił mnie jego zamiar, ale nie przeczytałam wszystkiego, dlatego znalezienie tych talerzy to mały cud:)
A tam od razu niezwykła:) taka sobie pospolita, tyle, że się otarłam o twórcę i już:)
otarcie się akurat o Prousta nie wydaje mi się czymś zwykłym:)
ja bardzo chciałam, przeleciałam zachwycona przez dwa tomy, a potem.. jednak.. na wyrywki:)
Otrzeć się o Prousta jak Proust ocierał się o porcelanę Jung-Czengów, to dopiero niezwykłe. Coś jak 48 porcelanowych talerzy obiadowych Flauberta i tylko jedna łyżka.
o, Flaubert!!! w sierpniu cały czas słyszę Flaubert i Flaubert, nie czytam, nie, ale on wraca