Minus 9 celsjuszy. Bez śniegu. Łapię pierwsze śnienie pierwszego dnia roku. Krzywo stoją samochody, jeden ma otwarty dach. Słońce blade. Wydostaje się zza siódmej góry, z zaczarowanego życia. Na fejsbuku zostały po nocy piosenki dziwne, w tym oryginalne nagranie „Córki grabarza” z 1973r dla radiowej Trójki jako historia smutnej i nieszczęśliwej miłości, Breakout, 1971, że coś się stało kwiatom.
A ludziom. Ludzie wybierają się w tej chwili na Skałę Czarownic, która naprawdę gdzieś jest. Inni w Indiach. Pokazują ocean i palmy. Jest też stare zdjęcie stamtąd PsiZęba, które wpadło mi do pamięci razem ze „Szklanym sercem” Herzoga i odtąd są razem. Dzieje się to jeszcze na płaskiej ziemi, jestem na płaskiej ziemi, światła tu dużo więcej, a ktoś obiecuje sobie na Nowy Rok, że nie będzie już otrząsać się z nieszczęść, że uzna je za pełnoprawną część swego życia, a wtedy będą one mogły zacząć się rozpuszczać. Nie znika nic uznanego za niebyłe. Zniknąć może tylko to, co jest. Nigdy więcej otrząsania się.
@ PsiZąb
Ktoś przepowiadał sobie o równej północy wiersze Rilkego, są tu >>
Śniło mi się, że prywatny dom otwierał się na coraz więcej pustych pokoi jak w „Pożegnaniu z Afryką”, można było gubić się i znajdować. Chłodne, jasne labirynty otwarte na widok.
Wylosowałam heksagram 34; 5 na 43.
Zajrzę tu za rok i porównam myśli.