Widziałem go i pozwalałem, by przeszedł jak cień przez moje życie. Łatwiej byłoby go nienawidzić, mieć mu za złe i pielęgnować w sobie żądzę zemsty. Jednak w łatwości tej kryła się pulapka: jeśli człowiek dopuści do siebie nienawiść, nienawiść zatruje mu krew i go zabije.
Potem widziałem sylwetki i duchy tych, którzy wciągnęli nas w to bagno. Nie wszyscy byli martwi. Kilku oficerom udało się ocaleć dzięki własnej przebiegłości. Do nich też nie miałem żalu. Byli doskonałymi kanaliami. Nie miałem wrogów. Nie wzmacniałem już moich złych skłonności. Zrozumiałem, jak bardzo męczące było krojenie na plasterki moich oprawców. Postanowiłam, że nie będę się już nimi zajmował. W ten sposób pozbyłem się ich, co równało się uśmierceniu, tyle że bez brudzenia sobie rąk i bez ciągłego roztrząsania możliwości odpłacenia im takim samym nieszczęściem, na jakie mnie skazali.
Musiałem ostatecznie pokonać myśl o zemście. Przekroczyć ją. Nie podsycać jej płomienia. Bo zemsta miała ostry zapach śmierci i nie rozwiązywała żadnego problemu. Na próżno szukałem – nie znajdowałem już nikogo, kogo mógłbym nienawidzieć. Oznaczało to powrót do stanu, który uwielbiałem ponad wszystko: do wolności.
[dzieje się to w tajnym, podziemnym więzieniu Tazmamart, tutaj informacje o książce https://www.karakter.pl/ksiazki/to-oslepiajace-nieobecne-swiatlo-2018 ]
____________________________________________
Tahar Ben Jelloun – To oślepiające, nieobecne światło